Wysokie rachunki za energię, wybór sposobu ogrzewania, spotkania z handlowcami, decyzja, zakup, montaż. Tak najczęściej wygląda proces decyzyjny Klientów, którzy decydują się na przydomową instalację fotowoltaiczną.
Moduły to nie wszystko. Po wejściu do garażu naszym oczom ukazuje się najczęściej wiszący element wielkości małej walizki, którą zabieramy jako bagaż podręczny lecąc na wakacje. To falownik. U większości prosumentów w Polsce, jest to jeden element. Czy instalacja jest kompletna? I tak i nie.
Często słyszymy od instalatorów, że klienci dzwonią po otrzymaniu pierwszego prosumenckiego rachunku za energię. Pytają – o co tu chodzi? Te liczby się nie zgadzają; miało być tak pięknie – a ja nadal dostaje rachunki do zapłaty. Instalatorzy próbują wytłumaczyć klientom rachunki po zmianie, jaka nastąpiła w ich życiu. Jest to jednak niemożliwe. Na fakturach prosumenckich brakuje podstawowych danych – takich jak – poziom auto-konsumpcji.
Czym jest ta często wymieniana auto-konsumpcja. To nic innego, jak wykorzystanie energii płynącej z fotowoltaiki na potrzeby własne, tzn. urządzeń, które w danym momencie są podłączone do sieci elektrycznej w domu. W przeciętnym polskim domu, poziom auto-konsumpcji jest bardzo niski. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: gdy nie ma nas w domu (bo przecież pracujemy), to nasza wyczekana instalacja, od której wymagamy, że nasze rachunki obniżą się znacząco, produkuje najwięcej energii, a my zużywamy ją, gdy wracamy do domu z pracy – wtedy słońce powoli zachodzi za horyzont. Więc co się dzieje z tą energią, której nie wykorzystujemy? Sprzedajemy ją dla spółki obrotu za średnią miesięczną cenę energii wyznaczaną co miesiąc na towarowej giełdzie energii (www.tge.pl). My sami, nie mamy na to wpływu – jak ta cena będzie się kształtować i w końcu – za ile sprzedamy naszą wyprodukowaną energię. Mało tego, za ile sprzedamy energię w kwietniu, dowiemy się dopiero w maju. Brzmi to skomplikowanie. W rzeczywistości co do zasady, net-biling jest na dzień dzisiejszy systemem „bezobsługowym” tzn. nie możemy w żaden sposób wpłynąć na to, za ile sprzedamy nadwyżkę. A czy możemy wpłynąć na wysokość naszych rachunków – tak – są na to przynajmniej 2 sposoby. Pierwszy z nich, dla większości ludzi jest niemożliwy do zrealizowania w satysfakcjonującym naszą instalację sposobie. To zmiana sposobu zużycia energii. Zadanie jest takie, żeby zużywać więcej energii wtedy, gdy nie ma nas w domu. Jak to zrobić? Można posłużyć się najnowszymi technologiami takimi jak zdalne zarządzanie urządzeniami w domu. Włączyć pralkę o 15, ładować powerbanki itd. Jest to jednak sposób, który tylko w małym stopniu pomoże nam zwiększyć auto-konsumpcje. Drugi sposób, który moim zdaniem jest niezbędny to zakup magazynu energii. Z czym się kojarzy magazyn energii? Z wysokimi kosztami zakupu. To prawda, nie jest to najtańszy sposób, ale nieoceniony w zwiększeniu auto-konsumpcji. Nadwyżka zmagazynowana wtedy, gdy nas nie ma – posłuży nam wieczorem kiedy zużywamy najwięcej energii. Zwrot takiej inwestycji będzie nieporównywalnie szybszy niż przy standardowej instalacji on-gridowej (bez magazynu energii). Magazyn może nam również służyć jako bufor pobierający energię bezpośrednio z sieci elektroenergetycznej, np. w grupie taryfowej G12W – tak zwanej „weekendowej”. W tym przypadku, możemy wykorzystać magazyn wtedy, gdy nadwyżka jest mała – tj. jesienią i zimą. Oprócz oszczędności na energii czynnej (towarze) i dystrybucji (transporcie) nie dopuszczamy do maksymalnego rozładowania magazynu energii, który tego bardzo nie lubi.
Dla uzyskania największych rezultatów, warto również pomyśleć o instalacji położonej w orientacji wschód-zachód. Pozwala to „spłaszczyć” profil produkcji, tym samym mamy szansę na większą auto-konsumpcję. Niestety nie zawsze jest to możliwe, ze względu na ułożenie połaci dachu.
A co wtedy, gdy nie mamy w tym momencie środków finansowych na zakup magazynu energii? Niewątpliwie najlepszym rozwiązaniem jest zakup falownika hybrydowego, który będzie gotowy na dołożenie modułów bateryjnych w przyszłości. Warto również zastanowić się nad hybrydowym falownikiem Corab Encor, który posiada innowacyjną funkcję super backup. Pozwala ona na zasilanie awaryjne bez magazynu energii. Dzięki temu możemy mieć próbkę funkcjonalności magazynu energii przed jego zakupem. Dużym wyzwaniem w magazynach energii jest również ich umiejscowienie. Baterie w technologii LFP są podatne na zmiany temperatur i w wielu przypadkach nie mogą być przechowywane na zewnątrz, tym bardziej nie mogą pracować poza miejscem ze stałą pokojową temperaturą. Na to wyzwanie również firma Corab znalazła rozwiązanie. Magazyn energii Corab Encor posiada wbudowane maty grzewcze, które nie pozwalają na spadek temperatury ogniwa. To nowoczesne rozwiązanie pozwala umieścić magazyn energii w zimnym garażu a w niektórych przypadkach na konstrukcji gruntowej, np. na działce przy domu.
Krystian Bartołd
Trener Sprzedaży